Dwór w Wielkiej Komorzy, czyli… jak się niszczy polskie zabytki
3 min readMiejsce jest przeurocze, największą uwagę przejeżdżającego przykuwa park, który owszem, jest zaniedbany, ale tym bardziej kojarzy się z „Tajemniczym ogrodem” i bez większej adaptacji mógłby zagrać w kolejnym filmie grozy. Niestety, przy bliższym poznaniu wszystko się potwierdza – tragiczny wręcz stan całego obiektu przestał budzić złość, na korzyść zwyczajnego przygnębienia. A to wyczuwane jest na każdym kroku. W. Komorza, to niewiele domów, wyludnione uliczki i wyczuwana na każdym kroku beznadzieja.
A przecież…
Mamy do czynienia z dworem z początków XX w.
Onegdaj, wieś ta należała do dóbr rycerskich powiatu tucholskiego, położonych w lesistej okolicy w pobliżu Brdy. W 1341 r. komtur tucholski Dytryk von Lachtenhain sprzedał tę wieś Pawłowi na własność dziedziczną, prawem chełmińskim.
Za zwolnienie od podatków musiał on w czasie wojen zbrojnie z koniem służyć Zakonowi.
W późniejszym czasie właścicielem tych dóbr był Paweł Grabowski (1570 r.), Michał Odrowski – tucholski asesor ziemski (1650 r.), który dla wygody własnej oraz poddanych, wzniósł poza dworem kaplicę (w miejscu obecnej figury Jana Niepomucena). W 1750 r. Wielka Komorza należała do rodziny Czapskich, zaś od 1766 r. do Michała Połczyńskiego i jego spadkobierców. Dwór wybudowano na pocz. XIX w. dla Janta – Połczyńskich. Majątek wchodził w skład klucza dóbr Małej Komorzy.
Sam historyczny rys Wielkiej Komorzy budzi szacunek i nitkę przedsiębiorczości, pomysł nasuwa się sam – kapitalna atrakcja turystyczna, którą można wykorzystać, stosując umiejętny plan. Aktywizacja lokalnego środowiska – efekt praca, przynajmniej na początku sezonowa. Idealnym centrum byłby dwór, który już za chwilę zawali się.
Jest parterowy bez cech stylowych, wybudowany na planie prostokąta, z dwuspadowym dachem i użytkowym poddaszem. Elewację frontową zdobią trzy nieznaczne ryzality, z których środkowy zawiera wejście ze schodami. Nic specjalnego, ale jednak miał swoje lata świetności, jeszcze je pamiętamy.
Z dodatkowych elementów obiektu jako całości wyróżniamy: stajnię murowaną z 1853 r,
murowaną oborę z 1906 r oraz murowany spichlerz z 1890 r.
Przy bramie wjazdowej odstrasza zniszczona tablica informacyjna, która informuje o tym, że teren jest prywatną własnością. Teraz dopiero przekonujemy się o tym, jak chore mamy prawo, które nie nakazuje właścicielowi doprowadzenia obiektu do należytego stanu. Panie, Panowie, to również część dziedzictwa narodowego, które wpisuje się złotymi zgłoskami w historię Naszego regionu, a co mamy? Ruinę z namiastką rozwalonych czworaków. Jedyna ich modyfikacja polega na tym, że do jednego z kominów przyczepiono „talerz satelitarny”, który oczywiście nie działa, ale za to jak wygląda? Jak statek kosmiczny „Enterprise”, który wylądował w … gnojowniku.
Podarujmy sobie pewne kadry, aby nie zepsuć Czytelnikom do reszty kolejnego, pochmurnego, niedzielnego popołudnia.
Kto ponosi odpowiedzialność za decyzje w wyniku, których wspaniały obiekt trafia w tak nieodpowiedzialne ręce? Co na to konserwator zabytków? Te pytania zostawmy bez odpowiedzi, od tego są pisma interwencyjne.
Mariusz R.Fryckowski
W opisie obiektu wykorzystano informacje z: http://www.polskiezabytki.pl