Rola lokalnych mediów w promowaniu i dyskredytowaniu osób i tematów, czyli… przed nami brudna kampania wyborcza 2014 (felieton autorski)
5 min readOd kilku tygodni, oczywiście, jeszcze nieformalnie, trwa kampania wyborcza, inaczej, wyścig „chętnych” do władz samorządowych. Jak zawsze w kolejce ustawiają się osoby, którym piekielnie na tym zależy. Zwykle są to ci, których znamy od… zawsze.
Komitety wyborcze, ciągle jeszcze nieoficjalnie, obmyśliły już strategię i rozdają sobie laury, póki, co jeszcze wirtualnie. O ile nieformalnie stanowiska są już „obstawione”, czyli wykonano pierwszy krok, trzeba teraz wykonać kolejny, a tym będzie próba wywarcia wpływu na elektorat w taki sposób, aby ponownie i samoistnie uwierzył w to, że ci „chętni” są jedynymi kompetentnymi i niezastąpionymi. Dodatkowo, muszą mieć oni wrażenie, że to ich własny wybór! Jak to zrobić? Zapewne to pytanie spędza sen z powiek „amatorów łatwego zarobku w czystych rękawiczkach, przy minimalnym wysiłku inetelektualnym”.
Kandydaci wykorzystają każdą okazję i metodę, aby osiągnąć swój cel, rzadko się jednak zdarza, że kandydat działa inaczej. Uwaga! Możemy mieć do czynienia z kosmopolitą, inaczej, oryginałem, który postępuje wbrew układowi – tzn.uczciwie. Niestety, przepadnie i to z kretesem? Najczęściej stosowaną metodą jest ciągła obecność kandydata w mediach, poprzez organizowanie imprez masowych, gdzie szerokim gestem można prawie darmo przekazać społeczeństwu, czyli wyborcom argumenty, które powoli wpijają się w ich podświadomość. To metoda stara jak świat, świetnie udoskonalona w czasach realnego socjalizmu, który tak właściwie ledwie nas musnął, doprowadzając finanse państwa i psychikę obywatela do ruiny, dokładnie tak, jak czynione jest to obecnie. Kandydaci na szczęście zapominają o tym, że obywatel wybaczy wiele, ale nigdy, przenigdy nie zaakceptuje tego, by traktować go poważnie! To paradoks obecny w młodych demokracjach, czyli tych po nagłych przemianach, gdzie społeczeństwo pozostawiono samym sobie.
Bywa jednak, że osoby, które wybrano w demokratycznych wyborach sprawdzają się na swoich stanowiskach, będąc ponad lokalnymi układami i świństewkami. Jest to szczególnie widoczne w małych społecznościach – wsiach gminnych, gdzie lokalne władze są jednocześnie mieszkańcami. To oczywiste, że takim ludziom zależy na tym, aby ich rodzinna miejscowość była przyjazna swoim obywatelom. Korzystają z tego wszyscy. Inaczej jest w środowiskach licznych, gdzie po części można stać się pozornie anonimowym, czyli, zninąć w tłumie w razie przegranej wyborczej, lub po zakończeniu nieudolnej kadencji.
O ile ci najbardziej zaangażowani, z maniakalnym wręcz uporem dążą właśnie do oczywistego, czyli konstruktywnego realizowania wielu celów, zawsze znajdzie się ktoś, komu ten stan nie będzie odpowiadał i zrobi wszystko, aby taką osobę zdyskredytować w o czach potencjalnych wyborców po to, aby przepchnąć siebie lub swojego kandydata.
Kto może mieć taką moc sprawczą w odniesieniu do drugiej z wymienionych możliwości? Dokładnie, nie kto inny, a właśnie media.
Powoli kończy się epoka wydawnictw tradycyjnych – papierowych, które są anachronizmem, drogie i skazane na działanie od – do z dużym opóźnieniem spowodowanym komplikacjami techniczno – drukarskimi. W najtrudniejszej sytuacji są kwartalniki, miesięczniki, ale i tygodnikom nie wiedzie się najlepiej. Te zasady kompletnie odpadają w mediach z wykorzystaniem globalnej sieci – Internetu.
Przyjrzyjmy się tej witrynie. Odwiedziła ją niewyobrażalna liczba osób, stałych czytelników przybywa i cieszymy się z tego, że padają liczby sześcio, siedmiocyfrowe. Czy jednak chodzi w tym wszystkim o jakieś bezduszne statystyki? Nie, media internetowe są kompletnie inne od tradycjnych. To wyjątkowe medium łączy w sobie kilka tradycyjnych: radio, telewizję, słowo pisane. Dodatkowo treści przekazywane są czytelnikowi w atrakcyjny sposób, gdzie bardzo łatwo w tekst wkomponować odnośniki, które ułatwiają przyswojenie treści i są trwałe! Prosta zależność – czytanie ze zrozumieniem tekstu, to sztuka, jednak dołączenie i to w innym kolorze kilku linków, daje efekt przejrzystości informacji i to pełnej, w oparciu o np. obraz, czy fonię. Nie bez kozery pokutuje stwierdzenie, że obraz, zwłaszcza ruchomy jest warty miliarda słów, a czytanie nie dla wszystkich musi być czynnością atrakcyjną, zwłaszcza obecnie.
Gdybyśmy odnieśli to wszystko do pierwszej z brzegu „gazetki” o mentalności „brukowca”, jawi nam się obraz, który przekazuje czytelnikowi prostą informację – warto, względnie nie warto tutaj zaglądać.
Oczywiście, to kwestia treści i pierwiastka wiarygodności w nich zawartych. To czytelnik podejmuje decyzje, co jest prawdą, kłamstwem lub konfabulacją.
Zmienia się także nastawienie osób, które z racji tego, że są publicznymi, do mediów internetowych. One doskonale zdają sobie sprawę z tego, że „papierowe pismo” dociera do osób będących swoistymi tradycjonalistami. Wędrują raz w tygodniu do kiosku po swoją ulubioną, bo jedyną lokalną gazetę, płacą za nią coraz większe kwoty, a później rozpalają nią „pod kuchnią”. Czytelnik coraz częściej zadaje sobie kluczowe pytanie … po co? Łatwiej i dodatkowo bezpłatnie można bardziej wiarygodne informacje otrzymać natychmiast i darmo.
Tradycyjne pisemka – brukowce podbijają sobie statystyki czytelnicze wydarzeniami z gatunku drastycznych, to powielany od lat wybieg, gdzie w możliwe najbardziej atrakcyjny sposób podaje się informacje z zakresu kronik wypadków, tragedii osobistych bliźnich, czy celowego wmawiania afer ludziom, którzy są niewinni i uporczywe nagłaśnianie tego, co chwilę później okazuje się być bzdurą. Czym ryzykuje takie pismo? Praktycznie niczym, zawsze może przeprosić i zamieścić sprostowanie. Niestety, sytuacja jest znacznie poważniejszą, ponieważ dokonuje celowej manipulacji, kreując wizerunek „ofiary” w sposób jednoznaczny, kwestia winy jest nieistotną, wystarczy krzykliwy tytuł. Uwaga! Poruszamy się w zakresie plotek kreowanych, lub akceptowanych przez kolegia redakcyjne!
Pisma, które dopuszczają się podobnych praktyk zwykle giną z rynku. Media internetowe nie mają takich problemów, dodatkowo mają kompletnie inne źródła finansowania. Nie są potrzebne im jakieś reklamy, teksty intencyjne, mamy do czynienia z mediami niezależnymi, czyli nie są one w większości przypadków w zasięgu osób, które mogą wywierać na nie nacisk. To całkowite przeciwieństwo mediów papierowych, które żyją z reklam, które zamieszcza na ich łamach również władza, nawet ta z „rodowodem”. Czy takie pismo może być w pełni wiarygodne?
Odpowiedź jest oczywista, a miejsce podobnego „pisemka” jest tylko jedno – w koszu z napisem… „papier” i dobrze. Najbliższa kampania wyborcza w mediach będzie inna, całkowicie zdominowana przez media internetowe, to właśnie tam informacja będzie tą najbardziej trafioną i sprawdzoną, bo emitowaną w świat praktycznie „na żywo”.
Kandydat do piastowania funkcji społecznej zostanie błyskawicznie prześwietlony od każdej strony, na populizm , obiecanki i kłamstwa wyborcze, miejsca nie będzie, nie tym razem.
Mariusz R.Fryckowski
Fot. wprowadzająca www.solidarnosc.gda.pl
_____________________________________
Tekst dedykuję przemiłej pani, martwiącej się przyszłoscią swojego miasta, naszej czytelniczce, którą spotkałem podczas tworzenia nocnego fotoreportażu, poświęconego centrum Tucholi.
Dziekuję za ciepłe słowa.
mrf.