W powiatowych, urzędniczych annałach stoi, że to Dom Pomocy Społecznej w Wysokiej. Bez trudu odnajdziemy też informację, że szefową placówki jest Pani Dyrektor Katarzyna w myślach nazywam Ją Pani Kasia, bo to, co robi jest zjawiskowe.
Warto podkreślić, nasza znajomość jest praktycznie żadna. Bezpośrednim powodem do napisania tego felietonu są moje skromne doświadczenia, co do tego miejsca oraz rzecz wydawałoby się banalna, sprawozdanie z jego działalności, które pojawiło się podczas ostatniej sesji Rady Powiatu.
Radni w większości wysłuchali go jak zawsze – w milczeniu, a ich nieliczne pytania potwierdzają jedno, nie mają pojęcia o specyfice działania tego miejsca.
O ile władze powiatu zmieniają się i zachowują się tak, jak ich poprzednicy, to wiem, że pracownicy podlegający starostwu, powinni być głównymi bohaterami tej opowieści. Gdybym był starostą, każdy z nich otrzymałby podwyżkę, nawet kosztem mojego uposażenia, zasłużyli.
Niektórzy powiadają, że trzeba ze mną zeżreć dwie beczki soli, aby zasłużyć na moje uznanie. To chyba po części prawda, kiedy jednak stwierdzę, że ci ludzie są warci uwagi, poświęcę im swój bezcenny czas i lojalność nawet wtedy, gdy otoczenie wiesza na nich psy.
Właśnie, nie lubię tego, bo jeżeli mamy do czynienia z krytyką, to roszczę sobie do niej prawa jako pierwszy, przekonali się o tym poprzednicy ze „świeczników” – moje zbójeckie prawo i mediów prywatnych, które założyłem wiele lat temu.
Jakoś nie mam podobnych urojeń co do kierowników poszczególnych referatów starostwa. Cenię ich za zaangażowanie w pracę i pełne jej oddanie. Cieszę się, że obecny starosta w większości osób nie „spieprzył tego”, choć były tutaj wyjątki, który ciężko wybaczyć. Nie wywala się na bruk ludzi, którzy dobrze wykonywali swoje obowiązki.
W odniesieniu do DPS-u w Wysokiej mogę powiedzieć jedno, to miejsce magiczne pod każdym względem.
Moja dzisiejsza wizyta nie powinna być zaskoczeniem dla stałych Czytelników i Widzów naszego portalu, zapowiadaliśmy ja kilka dni wcześniej. Dla załogi Domu Seniorów w Wysokiej była i bardzo się z tego cieszę, że żadna ze scen nie została wyreżyserowana. Co więcej, właśnie odbywała się kontrola wprost z Bydgoszczy, co dla załogi DPS-u było czymś stresującym, a mnie dawało praktycznie wolną rękę. Zaufanie, to słowo klucz. Po moim przybyciu wypadało poprosić szefową zacnej instytucji o pozwolenie filmowania obiektu, Dyrektor ośrodka, pani Katarzyna zgodziła na to bez wahania.
I tak to się zaczęło…
Złośliwcy powiadają, że szybciej dotrę i to jak po sznurku do dowolnego bieguna używając współczesnej techniki lotniczej, niż odnajdę drogę w którymkolwiek z budynków i pewnie dlatego na każde spotkanie przybywam z wyprzedzeniem. Tak, to prawda, a w Wysokiej zwyczajnie się zgubiłem.
Miało to dobre strony, była okazja przyjrzenia się pensjonariuszom. Jakie wrażenia? Wspaniałe!
Wiem, że jestem w domu, o którym śmiało mogę powiedzieć, że sprawia wrażenie rodzinnego. Atmosfera była zwyczajna, nit się nie nudził, każdego pensjonariusza pochłaniało zajęcie, którym aktualnie się zajmował. W tle słychać było stosowaną muzykę, odpowiednią dla starszej młodzieży.
Tego wyreżyserować się nie da, zachowuję się dyskretnie, staję się niewidzialny i pełen uznania dla załogi tego wyjątkowego domu, gdzieś w tle słychać jednostajny odgłos banalnego narzędzia kuchennego – tłuczka, zdaje się, że na dzisiaj na obiad będzie kotlet schabowy.
W tym domu życie toczy się zwyczajnym rytmem, a ja ubzdurałem sobie, aby ten dom pokazać w taki sposób, aby zachować prywatność jego mieszkańców.
Tonie w zieleni, spokoju i ciszy, trzy kamery rozpoczynają pracę, dwie w powietrzu, jedna na ziemi.
mrf.