Rozmowa z Ewą K. Czaczkowską – absolwentką Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, doktorem historii, adiunktem w Instytucie Edukacji Medialnej Dziennikarstwa na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, dziennikarką z dwudziestoletnim stażem w dzienniku „Rzeczpospolita”, współautorką (razem z Tomaszem Wiścickim) biografii bł. ks. Jerzego Popiełuszki, autorką książek na temat Kościoła oraz biografii św. siostry Faustyny Kowalskiej i bł. kard. Stefana Wyszyńskiego, laureatką wielu nagród za publikacje o tematyce religijnej.
W jakich okolicznościach dowiedziała się Pani o śmierci ks. Jerzego Popiełuszki?
Byłam wówczas studentką historii na UMK w Toruniu. Pamiętam ów suchy komunikat w reżimowej telewizji o wyłowieniu zwłok ks. Jerzego Popiełuszki z Wisły i nasze – studentów rozmowy, domysły, dzielnie się strzępkami jakichś nieoficjalnych informacji. I pamiętam tę szczególną atmosferę toruńskiej ulicy w czasie procesu zabójców księdza, który odbywał się w budynku sądu nieodległym od mojego wydziału.
Jakim przyszły kapłan był dzieckiem, uczniem, klerykiem?
Ze wspomnień tych, którzy znali ks. Jerzego Popiełuszkę przed święceniami kapłańskimi wynika, że był dzieckiem wrażliwym, prostolinijnym, obowiązkowym i pobożnym. Nie był specjalnie zdolnym uczniem i klerykiem, ale wszystkie egzaminy zdawał na czas. Do 1980 roku był też całkiem przeciętnym wikarym. O sile jego wiary i charakteru niech świadczy fakt, że od przyjęcia pierwszej komunii świętej był ministrantem. I codziennie przed lekcjami, o godzinie 7 rano służył do mszy świętej w kościele w Suchowoli (województwo podlaskie), do której szedł pieszo z rodzinnych Okopów (województwo podlaskie) cztery kilometry. Kluczową zaś próbą dla przyszłego męczennika był dwuletni pobyt w jednostce wojskowej dla kleryków w Bartoszycach (województwo warmińsko-mazurskie), gdzie za odmówienie zdjęcia medalika i różańca z palca oraz inicjowanie wspólnych modlitw był przez dowódców srodze szykanowany, karany i poniżany. Ale nie dał się złamać. Wytrwał do końca.
Dlaczego kapelan „Solidarności” – jak określano ks. Jerzego Popiełuszkę – był obserwowany i inwigilowany przez tajne służby PRL?
Od 31 sierpnia 1980 r., gdy w czasie strajku w Hucie Warszawa odprawił polową mszę świętą, związał się jako duszpasterz z hutnikami. Ale był też nim dla wielu innych środowisk robotników, a także innych grup m.in. pielęgniarek czy studentów. I jak miliony ludzi w Polsce w 1980 roku z nadzieją przyjął powstanie Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”, bo zobaczył w nim szansę na odnowę moralną narodu i kraju w duchu wartości ewangelicznych. Na zbudowanie Polski, w której będzie szanowany człowiek i jego prawa, w której wartości ewangeliczne będą wprowadzone do życia publicznego. Dlatego ks. Jerzy Popiełuszko był inwigilowany i prześladowany przez służby PRL. Szczególnie od czasu, gdy w kościele pod wezwaniem św. Stanisława Kostki za Żoliborzu zaczął odprawiać msze święte za Ojczyznę. W homiliach mówił o takich wartościach jak prawda, która jest fundamentem życia w wolności, jak sprawiedliwość i solidarność. On uczył ludzi jak żyć w wolności wewnętrznej, jak przezwyciężyć lęk i strach, a także żądzę odwetu i przemocy. Jak zło dobrem zwyciężać.
Dlaczego ówczesna władza i jej służby posunęły się do morderstwa kapłana? Czy była to akcja od początku skierowana na to, by go zamordować?
Mordercy ks. Jerzego Popiełuszki w samochodzie, w którym go uprowadzili, mieli cały arsenał narzędzi zbrodni: grube kije, sznur, taśmę do kneblowania ust i worki z kamieniami. Czy ktoś, kto nie ma zamiaru zabić wozi to w bagażniku? Co do kwestii, dlaczego został zabity, jest kilka różnych hipotez historyków. Bardzo prawdopodobna wydaje się hipoteza dr. Andrzeja Grajewskiego, znawcy problematyki służb specjalnych w bloku sowieckim. Według niego morderstwo księdza było swoistą prowokacją, elementem skomplikowanej gry na szczytach władzy w Moskwie i Warszawie – zarówno polskich i sowieckich władz partyjnych, jak i służb specjalnych. Tę hipotezę, jak kilka innych, szczegółowo opisaliśmy – z Tomaszem Wiścickim – w najnowszym wydaniu naszej biografii księdza Popiełuszki.
Jakie jeszcze wątki wymagają wyjaśnienia w sprawie porwania i zabójstwa kapelana „Solidarności”?
Chociażby zweryfikowanie hipotezy, o której powiedziałam, czyli poznanie mocodawców morderców ks. Jerzego Popiełuszki, umiejscowionych na najwyższych szczeblach władzy. To najprawdopodobniej nie będzie możliwe bez poznania zasobów archiwalnych, które znajdują się w Moskwie. Ale i to może nie wystarczyć.
Jaki wpływ na Polaków miała śmierć księdza Jerzego Popiełuszki? Czy wydarzenie z 1984 roku przyspieszyło koniec Polski Ludowej, który nastąpił pięć lat później?
Bez wątpienia. Śmierć ks. Popiełuszki była ogromnym moralnym wstrząsem, czego pierwszym namacalnym dowodem była ogromna rzesza ludzi na pogrzebie – od 600 tysięcy do miliona osób. Jak pisał historyk Norman Davies, jeżeli do 19 października 1984 roku ktoś jeszcze nie wiedział o co toczy się w Polsce walka, to „ofiara życia ks. Jerzego musiała przekonać najbardziej tępych”. Ludzie myślący musieli sobie odpowiedzieć na pytanie, po której stoją stronie: dobra czy zła. Śmierć kapłana była więc jakimś przebudzeniem, impulsem do odrodzenia niegdyś wielkiego ruchu „Solidarność”, który wtedy, w 1984 roku, wydawało się, że zdelegalizowany w stanie wojennym, już został przez władze unicestwiony.
Czy w obecnych czasach, postępującej laicyzacji, bł. ks. Jerzy Popiełuszko może być wzorem do naśladowania?
Na pewno, i to na kilku poziomach. Zacznę od nauczania, które aktualne jest dzisiaj tak samo jak 40 lat temu, bo to, czego ks. Jerzy Popiełuszko nauczał, to nic innego jak wartości ewangeliczne odczytywane w konkretnych okolicznościach życia. Te wartości są więc ważne także dzisiaj – w czasach ogromnego chaosu wartości, półprawd, różnych wewnętrznych zniewoleń. Dziś również, choć w innych okolicznościach, toczy się walka o prawdę o człowieku, o wolność od lęku i zastraszenia, a także od nienawiści, która nie pozwala budować wspólnoty. Ksiądz Jerzy Popiełuszko może być również wzorem dla współczesnych księży. On był nowoczesny w swym duszpasterstwie, był bardzo blisko ludzi, żył ich trudnymi sprawami, pomagał, a jednocześnie był ich duchowym przewodnikiem. On żył tak jak mówił, i mówił jak żył. Nie było w nim fałszu. Doskonale to czuli ludzie wtedy, i czują dzisiaj, szczególnie młodzi, których wielu przychodzi do grobu męczennika na warszawskim Żoliborzu.
Październik 2024 r.
(red.)
Mat. partnera.
Fot.