0 8 min 2 lata

Jeżeli ktoś jeszcze nie zauważył, to cenowy cyrk nasilił się w październiku, kiedy ceny towarów i usług zdrożały o procent względem września. Kiedy jednak porównamy rachunki z analogicznym miesiącem, ale ubiegłego roku, okazuje się nagle, że mamy do czynienia z galopującą inflacją.

Najciekawiej jest z cenami paliw, rząd właśnie chełpi się wprowadzeniem kolejnej tarczy, gdzie efektem będzie obniżka cen paliw o jakieś 20 groszy, chodzi wyłącznie o przełamanie psychicznej blokady do poziomu poniżej sześciu złotych, przynajmniej czasowo. Co gorsza, nasi wynajęci ludzie – posłowie i senatorowie ( w części), podzielają entuzjazm rządu, zapominając o tym, że ceny paliw podniesiono aż o 1/3! Co zmienia jakiś 20 groszy?

Efekt oczywisty, ceny wszystkiego wywindowano pod niebiosa, a winę zepchnięto na światowy kryzys. Wygodne…

Wracając na chwilę do posłów, gwarantuję, że kiedy Państwo pojawią się w moim mieście, rozwijając swoją kampanię wyborczą, zadam wiele pytań z różnych dziedzin i będę żądał ścisłych odpowiedzi. I obym był z nich zadowolony.

Najbardziej wiarygodną chyba instytucją, którą w  światowej rzeczywistości trudno zmanipulować  jest GUS i jakoś instynktownie ( do pewnego stopnia) można się na jej pracy oprzeć, wydaje się być wiarygodną. Z przerażeniem oczekuję, kiedy inflacja stanie się dwucyfrową ( luty 22?), a wykręty, że lepszą jest inflacja od bezrobocia połączą się, doprowadzając do czasów poprzedniej RP z Kuroniami, Wałęsami i Tuskami w tle. Czy i wtedy słowami „Wyborczej” ci, którzy nie nadążają za zmianami, muszą wyginąć? Konflikt Agory z Wyborczą zdaje się temu przeczyć, choć kiedyś szanowna redakcja raczyła nabijać się z kolegów, którzy pracowali w sąsiednich pismach, a które wykończył poprzedni rząd, sprzedając je nawet na raty „kosmitom”. Przykład? Proszę bardzo -„Uważam Rze”.

Skoro mamy tak wysoką inflację, trudno się dziwić temu, że kilogram pomidorów malinowych bez promocji w Polo, czy innej Biedronie, to koszt 13-stu, a nawet więcej złotych. Są bez smaku, określamy je jako „bomby wodne”, a kosztują tyle, co kilogram szprycowanej szynki.

Skala drożyzny szokuje, a proporcje cen w sklepach do zarobków, które wciska nam rząd, już tylko śmieszą. Zaczynamy zaciskać pasa, ceny paliw ograniczają naszą komunikację, dietę, wszystko. Programy osłonowe konstruowane są pod emerytów inaczej,  żelazny elektorat „miłomściwie” panującej nam władzy, niszczeni są natomiast przedsiębiorcy indywidualni, którzy stanowią o dochodach państwa i tak można wymieniać przez kolejne kilka wersów.

Kiedy to wszystko połączymy z geopolityką ( chyba jednak bardziej z jej brakiem), której rząd właśnie się uczy (czyżby wzorem pana Prezydenta, tak skorego do umieszczania swoich autografów na dowolnej kartce papieru?), a której efektem jest np. pełzający konflikt przy granicy z Białorusią , dalej z głupotą, nepotyzmem i chwytliwymi, patriotycznymi hasłami, okazuje się nagle, że większości obywateli wyprano mózgi z udziałem mainstreamowych mediów od lewa, do prawa, poprzez symboliczne, zdroworozsądkowe centrum.

Dodajmy do tego ograniczenia wirusowe i śmierć prawie 200 tysięcy rodaków  w ciągu ostatnich lat, a dojdziemy do wniosku, że znajdujemy się chyba po środku jakiegoś konfliktu zbrojnego, gdzie trup i bieda gęsto się ścielą?

Oszczędzamy, z niepokojem patrząc w przyszłość, tylko jak to zrobić, kiedy każdego dnia siła sprawcza pieniądza zmniejsza się, a my odruchowo wyciągamy pieniądze z kont po to, aby lokować je w nieruchomościach. Niestety, jedna zmiana przepisów i święta własność zniknie! Takie są efekty produkcji pustego pieniądza, a ten wytwarzano dniami i nocami! Niestety, o tym się nie mówi, nie pisze, choć wszyscy o tym wiedzieli i… wiedzą.

Drożyzna jest też skutkiem skłócenia się rządu polskiego praktycznie z całą Europą, a tych konfliktów będzie przybywało, ciekawa gra przedwyborcza, nastawiona w stronę społeczeństwa w taki sposób, aby to miało wrażenie, że jest częścią imperium, które stawia warunki siłom zewnętrznym?

Proszę Państwa i… obudziliśmy się w socjalizmie, gdzie…, jak przekonują się lokalne samorządy, rozpoczęła się polityka nakazowo – rozdzielcza podparta filarami z… kartonu. Bo właśnie na nim zapisano kto i jakie dotacje otrzymał, problem w tym, że nie do końca wiemy skąd ten pieniądz pochodzi. Warto pamiętać o sloganie, że rząd nie ma swoich pieniędzy, dysponuje naszymi lub zaciąga kredyty, niestety nie wiemy skąd i na jakich warunkach, a to już powód do tego, by wymówić mu posłuszeństwo i go odwołać. Niestety, staliśmy się tłustymi i leniwymi kotami, których rewir i zainteresowania ogranicza płot wokół posesji, bo tak jest nam wygodniej.

Oczywiście można też oskarżyć Brukselę o to, że blokuje nam górę pieniędzy na odbudowę ( czego?), ale nie warto załamywać rąk, bo w większości mamy również do czynienia z kredytem, który nie kto inny, a my, będziemy spłacać, reszta to analogia do poprzedniego stwierdzenia.

W takiej sytuacji pozostaje wzór brytyjski i… POLEXIT, ale to walka z wiatrakami, dlatego polski rząd wpadł na inny pomysł, chce dokonać zmiany na poziomie unijnym i szuka wsparcia w organizacjach skrajnych po to, aby wydusić brukselskie „lewactwo”, co akurat wydaje się być słuszne. To dobrze nie wróży, ale daje obywatelom przepiękne poczucie własnej godności, a na tym polu jesteśmy bardzo wrażliwi i nawet kosztem powszechnej drożyzny, uniesiemy się honorem. Niestety, to tylko pozory, bo nie my decydujemy, a grupa oszołomów, która „ciągle się uczy”.

Nauka sama w sobie nie jest zła, problem w tym, że kretynów wyedukować się nie da, za to świetnie kształci się pokolenie karbowych i to nawet spod różnych szerokości geograficznych, a którzy mają tylko jedno zadanie zadusić obywateli, korzystając z aparatu ucisku, cenzury, podatków i wsparcia, nawet duchowego, ale te kwestie omówimy innym razem.

Wesołych Świąt!


(mrf.)