Wywiad tygodnia. Opowieści o zapomnianych miejscach

Estimated read time 6 min read

Rozmowa z Michałem Jankowskim, księgarzem, laureatem regionalnego Konkursu na Najlepszą Książkę o Tematyce Regionalnej w kategorii przyroda i geografia za książkę „Mała kolejka: trasa Bydgoszcz-Koronowo”.

Michał Jankowski fot. Tomasz Czachorowski/eventphoto.com.pl dla UMWKP

Dlaczego zainteresował się pan koleją wąskotorową i linią do Koronowa?

Tematem kolei interesuję się od dzieciństwa, może dlatego, że mój pradziadek był kolejarzem. Po bydgoskiej kolejce dziś nie ma śladu, a co gorsza, jej barwna historia znikła z lokalnej świadomości. Leży mi na sercu przywracanie pamięci o tym, co niesłusznie zapomniane. Tory kolejki przecinały urokliwe, lesiste tereny wzdłuż Brdy. Na przystankach w dwudziestoleciu międzywojennym istniały  restauracje, kąpieliska i miejsca rekreacji, dzięki czemu przez cały rok chętnie i tłumnie odwiedzali je mieszkańcy Bydgoszczy i okolicznych miejscowości. Sławy Bydgoskiej Kolei Powiatowej bez wątpienia przysporzyło także znane w całej Polsce sanatorium w Smukale, które uchodziło za jedną z najlepszych tego typu placówek leczniczych. Szczyt popularności rekreacyjnej trasy Bydgoszcz-Koronowo przypadł na lata trzydzieste XX wieku. Organizowano „pociągi w nieznane”, pociągi specjalne, wycieczki dla  grup zawodowych, kolonie dla dzieci oraz wycieczki charytatywne. W trakcie takich podróży czekały na uczestników różne atrakcje i pyszne jadło. Pociągi miały specjalne wagony do przewozu kajaków, co przyciągało wodniaków, którzy w dowolnych miejscach mogli rozładować swój sprzęt i kontynuować podróż z nurtem rzeki. Przełomowym wydarzeniem w historii kolejki okazała się inwestycja w wagony motorowe. Od tego momentu Bydgoska Kolej Powiatowa stawiana była za wzór dla innych kolei wąskotorowych, a znaczyło to wówczas bardzo wiele.

Napisał pan również książkę dla dzieci. Czy to trudniejsze niż pisanie dla dorosłych?

Może nie trudniejsze, ale pisze się bez wątpienia z poczuciem większej odpowiedzialności. Niełatwo jest dziś bowiem kupić uwagę dziecka i zainteresować je na tyle, by to nie było chwilowe i ulotne. Sądzę, że w książce „Mała ciuchcia. Wielka przygoda Zuzi i Szymka” udało się to osiągnąć nie tylko za sprawą samej opowieści, ale także dzięki niesamowitym ilustracjom Andrzeja Wróblewskiego. A pomysł wziął się stąd, że, moim zdaniem, brakuje publikacji o naszej lokalnej historii, przygotowanych dla najmłodszych odbiorców. Leży przecież w naszym wspólnym interesie, by uczyć dzieci miłości do małej ojczyzny, do swoich korzeni i miejsc, z których się wywodzą.

 

Czy w Kujawsko-Pomorskiem są jeszcze ginące miejsca, których pan jeszcze nie odwiedził?

Niestety są i mam wrażenie, że ta moja podróż jeszcze długo się nie zakończy, bo tych miejsc wciąż przybywa. Nie zmieni się to, póki nie zrozumiemy, jak cennym dziedzictwem są zabytki, i to nie tylko te wielkie, jak zamki czy okazałe pałace, ale również te małe i niepozorne, jak kuźnie, gorzelnie, młyny, obiekty kolejowej architektury i techniki, obiekty przemysłowe. To wszystko są ślady naszych dziejów, opowiadające o życiu codziennym dawnych pokoleń i w wielu z nich można odkryć niesamowite historie i postaci, o których warto pamiętać.

 

Które z tych miejsc pana zauroczyło?  

Każde z nich ma w sobie coś wyjątkowego i urzekającego.

Michał Jankowski fot. Tomasz Czachorowski/eventphoto.com.pl dla UMWKP

Fascynujący jest pałac w Lubrańcu. Gdy zgłębia się jego dzieje, to trafiamy na postać słynnego architekta swojej epoki Hilarego Szpilowskiego. To on stworzył tenże obiekt dla generała Augustyna Słubickiego, posła na sejm Królestwa Polskiego i oficera armii napoleońskiej, który stał się bohaterem powieści Ludwika Orpiszewskiego. Skończył tragicznie w murach swojej rezydencji. Później w Lubrańcu pojawia się rodzina Grodzickich. Każdy jej przedstawiciel zapisał się w historii Polski, o czym świadczą liczne odznaczenia państwowe, jakimi na przestrzeni lat byli honorowani.

Pałac w Sartowicach to zrujnowany obiekt, należący niegdyś do Ulricha Wilhelma Grafa Schwerin von Schwanenfeld, który zaangażował się w działania niemieckiej opozycji antyhitlerowskiej i był w grupie, która przygotowała słynny nieudany zamach w Wilczym Szańcu. Warto poznać tę historię jak i dalsze losy tego pałacu.

Pieta w Borównie to przykład nieprawdopodobnej historii zaklętej w przydrożnej kapliczce. Obiekt został stworzony przez znanego artystę rzeźbiarza Mikołaja Cichosza, którego dzieła oglądać można w wielu miejscach w Polsce. W tym wypadku rzeźba, mimo ogromnych rozmiarów i wagi, kilkadziesiąt lat spoczywała ukryta pod ziemią. Dopiero niedawno udało się ją wydobyć i przywrócić na pierwotne miejsce.

Piramida w Brodnicy to jeden z nielicznych takich obiektów w Polsce i jedyny w województwie kujawsko-pomorskim. Wokół tego miejsca narosło wiele legend i domysłów, chociażby z tego względu, że piramida ma dokładne proporcje egipskiej piramidy w Gizie. Z obiektem wiąże się ciekawa historia młodego lekarza, doktora Leopolda Dittmera, który zmarł niosąc pomoc brodniczanom podczas epidemii cholery. Dodam jeszcze, że obiekt nosi też ślady karabinowych kul.

Wyjątkowym przeżyciem jest zaglądanie do wnętrz opuszczonych kościołów, których wbrew pozorom jest naprawdę sporo i nie są to tylko kościoły poewangelickie. Każdy to osobna historia, a za każdą z nich kryją się ludzie. Osobne i fascynujące historie dotyczą młynów, w szczególności wiatraki, które niemal zniknęły z naszego krajobrazu. Są skarbnicą wielu bardzo ciekawych legend i podań.

Jeśli zaś chodzi o straszne historie z moich wypraw, to zaliczam do nich eksplorację jednego z toruńskich fortów, gdzie z jednego z korytarzy wybiegła na mnie z ciemności wystraszona sarna, która zabłąkała się w tym podziemnym labiryncie tuneli. Generalnie każde zwiedzanie takich obiektów wiąże się ze sporym ryzykiem i dużą dawką adrenaliny, zwłaszcza, gdy w grę wchodzą pogrążone w ciemnościach podziemia. Absolutnie nie zachęcam do samotnych wypraw tego typu. Lepiej i bezpieczniej poznawać te miejsca z gotowych już publikacji.

 

O czym pan teraz pisze?

Piszę i pracuję nieustannie, ale co z tego trafi na półki księgarń, to już nie tylko ode mnie zależy. Kontynuuję projekt „Ginące miejsca”, bo jest to tematyka, którą traktuję już poniekąd jako swoją misję. Będą też nowy tomik poezji, bajka dla dzieci i być może debiut prozatorski. Z tym wszystkim bardzo chciałbym się ujawnić, ale czas pokaże czy będzie mi to dane.

31 stycznia 2025 r.


(red.)

Mat. partnera

fot. Tomasz Czachorowski/eventphoto.com.pl dla UMWKP

Powrót do NEWSROOMU

Administrator zaprasza