Co mogę napisać o tej szkole? Chyba to, że ją ukończyłem. Zanim wiekopomne zdarzenie nastąpiło, miałem to szczęście, że ukształtowali mnie prawdziwi nauczyciele. To stara gwardia, która potrafiła wbić do głów wiedzę, a ta bardzo się przydała. W sposób szczególny zapamiętałem „PANIĄ OD POLSKIEGO”, celowo nie wymieniam jej nazwiska, bo musiałbym rozpłynąć się w komplementach, a tak powiem tylko – dziękuję, to dzięki Pani polubiłem pióro w dodatku błękitne.
Pięćdziesiąt lat istnienia tucholskiej „TRÓJKI”, to nie w kij dmuchał, szkoła okrzepła, jest pełna tradycji i ciągle ma tego samego patrona, mojego ulubieńca. Przechodziła różne koleje losu, a wszystko to działo się w nienormalnych czasach, które tak silnie odcisnęły swoje piętno na wszystkich, no, może z wyjątkiem zatwardziałych komunistów z przekonania. Czego mi brakuje? Chyba tylko tego drzewka przy bieżni, które wiele lat temu zasadziłem, a którego pień byłby dzisiaj równie gruby, jak ja.
Wszystkiego najlepszego, na kolejną pięćdziesiątkę .
mrf.
(red.)