17 grudnia została wprowadzona dyrektywa unijna, która nakazuje wprowadzenie do przestrzeni publicznej osób, które nazwano przewrotnie „sygnalistami” ( ang. dmuchający w gwizdek). Trudno oprzeć się wrażeniu, że Związek Socjalistycznych Republik Europejskich, dla zmylenia nazywany Unią Europejską, powraca do starych wypróbowanych wzorców, których podstawą jest donoszenie dla bliźnich w ramach instytucji. Komuszy raj właśnie powraca!
Przenosząc na rodzimy grunt, definicję „sygnalisty” śmiało można go przyrównać do instytucji kapusia, co zwłaszcza my, Polacy, doskonale pamiętamy z przeszłości, jest tu szerokie pole do nadużyć. Pojęcie to u źródła powinno zostać określone jako naganne moralnie. Niestety, okazuje się, że przyjmuje ono właśnie formę prawną i dodatkowo osoba zajmująca się donoszeniem, będzie chroniona prawem, o ile to zostanie przyjęte, a zostanie i to z całą pewnością.
Kim jest sygnalista?
Sygnalista to osoba, która w ramach pełnionych przez siebie obowiązków zawodowych właśnie dowiedziała się o dowiedziała się o nieprawidłowościach, polegających na naruszaniu prawa Unii Europejskiej. Naruszenia te mogą mieć różnoraki charakter, ale najczęściej wiążą się z działaniem na szkodę ogółu w imię chęci zysku pojedynczej organizacji lub osoby.
Sygnalista działając w imię dobra ogółu postanawia nagłośnić nieuczciwe praktyki w celu ich ukrócenia. Tego typu postawa wiąże się jednak z możliwością działań odwetowych ze strony osób dopuszczających się nieprawidłowości. Szczególnie narażeni są na nie pracownicy organizacji, którzy po zgłoszeniu w nich naruszeń prawa mogą spotkać się z represjami ze strony przełożonych lub pracodawców. I właśnie w celu zapewnienia ochrony sygnalistom oraz ich rodzinom przyjęta została w październiku 2019 roku dyrektywa o sygnalistach.
Kwestią czasu będzie zapewne podanie do wiadomości, ile taki „sygnalista” zarabia. Obrzydliwa profesja, która obecna będzie również w Tucholi.
( za opensecurity.pl)
(red.)