Dzisiaj w nowoczesnej siedzibie PCPR-u w Tucholi, odbyło się bardzo istotne spotkanie z przedstawicielami PEFRONU (Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych). Na szczególną uwagę zasługiwała pani Aleksandra Gieraj, która zakreśliła jasno fakt dysponowania finansami, dzięki którym można realizować programy i… to naszego reportera przeraziło, zwłaszcza w kontekście sprawy, która toczy się od miesięcy w stosunku do jednego z zakładów chronionych, na terenie Tucholi. Tkwi na skraju zapaści, a nawet likwidacji.
Ponieważ tematyka spotkania była wyjątkowa, należą się też słowa uznania (owszem, zabrzmi to nieprawdopodobnie), obecnemu staroście, który doprowadził do tego wydarzenia.
Początek spotkania wypełniła wypowiedź pani dyrektor Agaty Frohlke, która wyraziła podziękowania dyrektorowi Kujawsko – Pomorskiego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych za pomoc przy zakupie auta dla domów dziecka w Żalne i Gostycynie.
Dygresja w kwestii nazewnictwa, „Dom dla dzieci” może brzmi bardziej ciepło, pozytywniej, ale teraźniejszość jest okrutna i trzeba nazywać pewne rzeczy po imieniu. W porównaniu z PRL-owską przeszłością trzeba „oddać prawdę”, kadra tych domów czyni wszystko, aby warunki w nich panujące, były zbliżone do tych panujących w domach rodzinnych. To powołanie i poświęcenie kadry widzimy to na każdym kroku.
Jednak nie przesadzajmy z tymi podziękowaniami, PEFRON istnieje dzięki pieniądzom podatników i instytucja ta nie ma wydziwiać tonami zbieranych papierów i mnożeniem przeszkód formalnych, a służyć tak ważnym instytucjom, jak np. wspomniane domy dziecka, czy centra pomocy kalekom ( hasło „niepełnosprawni”, to kolejna próba rozmydlania rzeczywistości) procedurami uproszczonymi.
Doposażenie poszkodowanych przez życie ludziom, powinno być sprawą nadrzędną dla PEFRON-u. W efekcie jest, ale ile trzeba zmarnotrawić czasu, aby osiągnąć zamierzone cele?
Wstąpienie do UE, to chyba najgorsza rzecz, jak mogła nam się zdarzyć, obecnie każdy grosz ogodłowany „unijnym” stawia nas pod ścianą. Oznacza to, że znajdujemy się na łasce i niełasce Brukseli, dlaczego? Wnosimy do Unii potężne kwoty, staliśmy się nawet płatnikami netto, straciliśmy doskonałe firmy i zakłady w efekcie destrukcyjnej polityki europejskiej i jeszcze mamy być im za to wdzięczni?
Czy naprawdę bez pieniędzy unijnych, de facto naszych, nie potrafimy wykonać żadnego samodzielnego kroku? Niestety, podobnym mentalnościom uległy nawet samorządy, które bez unijnej kroplówki nie potrafią nawet położyć kostki brukowej. Najbardziej jednak dobija fakt tablicowych peanów ku czci, przy każdej inwestycji. O czym mowa? O koszmarnych tablicach.
Podczas dzisiejszego spotkania mowa była również o grantach dla stowarzyszeń. To kolejna patologia w państwie prawa, które aspiruje do opiekuńczego, choć kulawo to idzie. Powiedzmy sobie szczerze, że stowarzyszenia i fundacje stały się formą zarabiania, do czego namawia nas sama unia poprzez firmy, które z tego czerpią korzyści. Co oznacza pozyskanie np. grantowych 70 000 złotych na to, czy tamto, kto będzie pracował charytatywnie w tym kraju? Chyba tylko nasza redakcja.
Owszem, padające tutaj stwierdzenia można uznać za krzywdzące, ale tylko przez ludzi, którzy utknęli w obecnym systemie i nie potrafią już myśleć inaczej, jak z pespektywy urzędniczo – europejskiej rutyny. To chyba najgorsze zjawisko, które w innych przypadkach bywa szkodliwe, działa na ludzi wręcz destrukcyjne.
Konkludując, to nie jednostki powinny zabiegać o fundusze, a PEFRON. To jak z wypowiedzią niejakiego Hołowni o lekarzach, którzy we własnym interesie mają dzwonić do chorych, proponując to, czy tamto. W świecie idealnym powinien robić to PEFRON, jako jednostka świadcząca usługi.
Niezła herezja, prawda?
Czy dzisiejsze spotkanie w Tucholi było ważne? Pewnie tak, bo świat nie kreci się wokół nas, jesteśmy dla niego balastem, któremu dla świętego spokoju od czasu, do czasu trzeba coś rzucić na pożarcie lub dokonać… moralnej i materialnej eutanazji.
(mrf.)