O, tak, rzeczywiście, miałem przyjemność wzięcia udziału w spotkaniu nie z ministrem, czy posłem w tamtej chwili, a autorem książki, o monstrualnie długim tytule: „Zmanipulowani, czyli jak dobrzy ludzie dają się uwieść inteligentnej propagandzie”.
Sytuacja przedziwna dla niektórych medioznawców ( nie pozdrawiam pana Szynola), którzy nie mogą nadziwić się temu, że o manipulacji w mediach pisze polityk. Otóż niewielu wie o tym, że pan Łukasz był również dziennikarzem i bez wątpienia swoje doświadczenie z obu ról, dodatkowo podparte wiedzą histeryczną ( a tym się pasjonuje) wykorzystał w treści opasłego tomu.
W spotkaniu udział wzięło kilkadziesiąt osób, co w przypadku Tucholi już jest sukcesem. Niemniej, pod jednym względem mieszkańcy mojego miasteczka są niezawodni, bo więcej osób przyjechało z powiatu, niż przyszło z miasta i głównie byli to samorządowcy, sympatycy, mniej lub wcale było zaciekawionych prosto z ulicy. Dlaczego? Nie, tym razem to nie była kwestia darmowej zupy, czy przekąski, raczej lenistwa i ciężkiej obrazy na polityków, zwłaszcza z formacji PiS. To wielki błąd, bo książka, napisana nawet przez polityka ze znienawidzonej formacji, może coś wnieść do naszego życia, kto tego nie rozumie, sięga po komiksy lub tabloidy. Wtedy przyswajanie treści jest miłe, łatwe, tanie i atrakcyjne, bo głównie lewackie. W takich przypadkach nie trzeba myśleć, wystarczy reagować jak…dżdżownica, na widok haczyka przy wędce.
Skąd ten sarkazm? Bo nie czytamy, wolimy ruchome obrazki, często z dosadnym, prostackim przekazem.
Wprowadzenie do spotkania z autorem książki uskutecznił pan dyrektor Tucholskiego Ośrodka Kultury. Chwilę później miejsca w fotelach, tuż przez zebraną publicznością zajęli: autor książki – Łukasz Schreiber oraz Kosma Złotowski – znany na naszych terenach polityk gównie z tego, że do pewnej chwili marnie dobierał lokalnych asystentów. Obaj panowie są wyznania Prawa i Sprawiedliwości i pomimo dyscypliny partyjnej patrzą na życie przez różowe okulary, przynajmniej w obecności elektoratu.
O czym rozmawiano? Jak w tytule, o manipulacjach. Zagadnienie rozpatrywano bardzo szeroko, uwzględniając wpierw aparat propagandowy III Rzeszy. Później płynnie panowie przeszli do współczesności. I owszem, dostało się mediom, ale zdecydowanie głównego „ścieku”, gdzie o popularności treści nie decyduje nakład sprzedanych egzemplarzy pisma, a wydawca oraz sponsor. Tutaj dochodzimy do współczesnych mediów, które dalekie są od tych o przekazie papierowym, co osobiście przepowiedziałem piętnaście lat temu.
O czym mowa? O mediach elektronicznych, czyli bardzo szybkich, atrakcyjnych i „klikalnych”. Nie jest ważna treść, informacja musi być zmanipulowana pierwiastkiem skandalu lub sensacji, aby ktoś się nią zainteresował, ba, mało tego, aby jeszcze najlepiej zapłacił za przywilej przeczytania lub obejrzenia treści, oczywiście z odpowiednim komentarzem.
Widać wyraźnie, że właśnie media tego typu uważają swoich widzów i czytelników za „debili”, którzy nie potrafią niczego zrozumieć bez podania mechanizmu „akcji” na talerzu, czyli przez lektora, narratora lub napisy.
TOKiS-PRESS TV NEWS prawie nigdy tego nie robi uważając, że inteligencja człowieka sięga dalej, niż talerz zupy i programu pt. „Rolnik szuka żony”. Niestety, rzeczywistość jest brutalna, a doświadczenia okropne! Te mamy różne i tutaj wydarzyła się sytuacja miła, autor książki skomplementował naszą redakcję, za sposób przekazywania treści.
Miłe i… dziwne, bo w świadomości np. samorządowców, tylko opłacane media mają moc i ich szacunek, pewnie dlatego, że ich reprezentanci nie noszą krótkich spodenek, za to brody i wąsy:). TOKiS – PRESS TV NEWS nie jest płatny, za to odbiorca ma trzy elementy układanki: treści, fotografie, filmy i… grubo ponad 11 milionów odsłon na całym świecie. Gdzie najmniej? Oczywiście w Tucholi:)
Autor książki nie stroni od najnowszych doświadczeń z mediami, przekonuje o tym, że niektóre media jawnie dokonują manipulacji treściami z wywiadów, chodzi o to, aby ukazać rozmówcę, ( często polityka), jako osobnika opóźnionego w rozwoju. I raptem okazuje się, że opluwany lub wyśmiewany polityk w starciu bezpośrednim, jest wartościowym człowiekiem, którego kamera i przeprowadzający wywiad wcześniej zniszczyli, rozwalając mu… wizerunek. Za to powinna być gilotyna lub łamanie kołem.
Jaka jest książka Łukasza Schreibera – pisarza? Nudna dla tych, którzy nigdy po ten tom nie sięgną, to oczywiste, dla mnie… dość interesująca, choć pomimo sympatii do autora nie mogę wyzbyć się przekonania, że napisał ją jednak bardziej polityk, niż: pisarz, dziennikarz, historyk, szachista i „fajny chłop”, ale to już kwestia mojego doświadczenia w kontaktach z tą częścią społeczeństwa, która nie powinna komentować rzeczywistości, rozważać kwestii medialnych, ale pracować na rzecz wyborcy.
Dlaczego? Bo politycy nie są ludźmi, są politykami w dodatku do wynajęcia, co robimy dokonując ich wyborów i to co kilka lat, bez sprawdzenia, czy kandydujący ponownie rzetelnie wywiązali się ze swoich obowiązków. Tak, to kwestia zaufania lub jego braku.
Czy dotyczy to zdanie Schreibera – pisarza? I tutaj mam problem, On jakoś nie mieści się w tych „ramach”, co udowodnił w trudnych chwilach dla naszego powiatu. Cóż to oznacza? Możliwości są trzy: być może jest prawym i sprawiedliwym stoikiem, być może opanował do perfekcji sztukę obłudy, ja jednak uważam, że ten młody człowiek ciągle poszukuje swojej drogi, a polityka zwyczajnie go psuje. Zdecydowanie bardziej pasuje do niego pióro i wolontariat, niż użeranie się z „resortową stokrotką”, czy wygłupy w TVP.
Czy mam rację? Na to pytanie każdy sam odpowie sobie po lekturze książki, a tę warto mieć w swojej biblioteczce i sięgać po nią zawsze wtedy, kiedy skończą się programy informacyjne w radiu i telewizji, skoro gazet też już nie czytamy.
Cześć!
Mariusz R.Fryckowski