Trudno oprzeć się wrażeniu, że coś w nas pękło na przestrzeni ostatnich lat. Nie czytamy, nie delektujemy się dziełami mistrzów, nie kierujemy się poczuciem estetyki i co gorsze, tracimy zdrowy rozsądek, a to przekłada się na zatracenie tego, co jest dla nas dobre, a co działa destrukcyjnie.
Przyjmujemy medialną papkę bezkrytycznie, ta płynie wprost ze ściany, gdzie ktoś nieopatrznie zawiesił wielki, drogi i bezduszny ekran – substytut kina, teatru, opery i wystaw wszelakich. Obecnie tłumaczymy to sobie szalejąca zarazą i innymi powodami, niestety, oszukujemy samych siebie z prostej przyczyny, staliśmy się tłustymi kotami w dodatku leniwymi.
Bardziej pasjonują nas „Zenki” i „młode stare” wygrywające konkursy, bo tak jest nam wygodniej. Nie zauważamy prostej zależności, że współczesne środki przekazu pozbawiają nas tego, co najcenniejsze – bezpośredniego kontaktu z artystami i ich sztuką. Tego nie można zastąpić, podobnie jak wartościowej lektury. Tracimy umiejętność czytania tekstów, często z ich próbą zrozumienia, ograniczając się wyłącznie do śledzenia nagłówków artykułów piątej wody. Tracimy umiejętność pisania, popełniając takie gafy, że aż strach. Co się z nami dzieje?
Rok, który właśnie się rozpoczął będzie złym, a być może nawet tragicznym w skutkach dla wielu osób. Jednak w całej tej geopolitycznej, społecznej i czysto ludzkiej tragedii jest jakaś szansa na to, że skutki tych kataklizmów złagodzi właśnie sztuka i wcale nie mam na myśli „sztuki mięsa”.
Przygotowując wywiady z wieloma znanymi ludźmi, poznając ich punkt widzenia na życie, mam wrażenie, że rozmawiam z ludźmi szczęśliwymi, a ci pomimo trudów codziennego dnia, z którym borykają się, jak wszyscy, zachowują w sobie coś bezcennego – pogodę ducha i wiarę w dobrą przyszłość. Tym optymizmem uwielbiają się dzielić, wykorzystajmy to!
Osobiście boli mnie, że ludzie tak wartościowi, z tak wielkim talentem i dorobkiem artystycznym zostali wepchnięci w otchłań bylejakości lub wręcz odsunięci od publiczności bez której przecież nie mogą żyć! Odpowiedzialni za to popełniają zbrodnię, nawet o tym nie wiedząc. Być może, kiedyś wreszcie się zreflektują, ale będzie już za późno.
Odpowiedzmy sobie na proste pytanie, czy współczesne tuzy szklanego ekranu są w stanie zagrozić znanym, uznanym, którzy wnieśli do polskiej kultury tak wiele dzieł, a te stanowią o naszej przynależności, polskości? Odpowiedź wydaje się prosta, zwłaszcza, kiedy poprzemy ją faktami z naszej historii, kiedy w chwilach tragicznych dla Narodu, waśnie dzieła stawały się ostatnią nadzieją na niepewne jutro.
Z tej cechy znani jesteśmy na świecie, jednak dzisiaj, kiedy prostacka rozrywka zalewa nas, jak tsunami wydaje się, że straciliśmy tę drogocenną cechę, zamykając się w czterech ścianach, obrośniętych wysokim żywopłotem.
Płonna nadzieja na bezpieczny azyl, to bardziej oszukiwanie siebie i wpajanie podobnych prawd własnym dzieciom, rzeczywistość i głupota wyważą każde wrota.
Zbyt wiele utraciliśmy talentów, a te, które przetrwały znalazły się w cieniu, warto poprowadzić ich do światła, niech tworzą, niech bawią, niech zmuszają do myślenia, to nadzieja na przyszłość. Bez tego staniemy się niemą, prymitywną magmą, która bezkrytycznie przyjmować będzie „prawdy objawione wprost z Internetu, telewizji, czy od pani Jadzi z mięsnego”. Anonimowość we współczesnym świecie nie istnieje, my uważamy, że jest inaczej, to niedorzeczność, choć w przyszłości nasza aktywność zakończy się równie niespodziewanie, jak trwałe wylogowanie z platform społecznościowych, przez najgorszego cenzora w dziejach ludzkości.
Co wtedy?
Wysłuchajmy i obejrzyjmy dwa wywiady z osobistościami świata sztuki, które zrealizowałem w 2020 roku w Brdzie, jak się okazuje, ich przesłanie jest ciągle aktualne, wystarczy być uważnym i odrobinę pomyśleć dalej, niż o czubku własnego nosa.
Mariusz R.Fryckowski